Takie fit lody truskawkowe możesz zjeść nawet w ramach posiłku, np. podwieczorku czy drugiego śniadania. Legalne lody na diecie? Tak, jeśli...
Wiele razy
zaczynałam ćwiczyć i wiele razy z tego rezygnowałam. Nie potrafiłam wprowadzić
regularnych ćwiczeń. Nie umiałam zacząć. A jak już zaczynałam, to nie umiałam
wytrwać. To były takie zrywy - maksymalnie 1-2 miesiące ćwiczeń i później długo
nic.
I to nie tak, że nie
lubię wszelkiej aktywności. Lubię aktywnie spędzać czas. Wyjazdy w góry,
wycieczki rowerem, spacery po lesie.
Problem pojawiał się, kiedy chciałam zmusić się do codziennego treningu.
Wymówek miałam
zawsze mnóstwo. Byłam zmęczona, nie miałam czasu, siły, chęci, miałam inne
lepsze rzeczy do zrobienia. Na sam koniec zwyciężał argument, który sprawiał,
że rezygnowałam całkowicie - bo przecież "i tak nie widzę żadnych
efektów". Oczywiście skupiałam się tutaj na efektach wizualnych, nie
widząc wszystkich innych pozytywów, jakie dawały mi ćwiczenia.
Miałam tyle wymówek,
a zaczęłam ćwiczyć regularnie, kiedy teoretycznie, mogłabym mieć jeszcze więcej
ALE, niż wcześniej. Zostałam mamą, a w firmie miałam coraz więcej obowiązków.
Jak w takim razie to się stało?
Tytuł jest trochę
przewrotny, bo właściwie zrobiłam coś zupełnie innego, niż zmuszanie siebie do
czegokolwiek. Jednak przez długi czas, tak to właśnie wyglądało. Chciałam się
zmusić do regularnych treningów. Dodatkowo narzucałam sobie zawsze duże cele - będę
ćwiczyć 5x w tygodniu po 30 minut. Był to plan idealny, który nie miał u mnie
szans na realizację.
Prawie pół roku temu
spróbowałam czegoś innego - odpuściłam i wybrałam mniejszy cel. Dużo mniejszy
cel, który może wydać się bez
znaczenia. Zaczęłam od 1 minuty dziennie
na rowerze stacjonarnym. Taki krok nie wywoływał u mnie oporu - wiedziałam, że
jestem w stanie to zrobić. Co jakiś czas dokładałam kolejną minutę. A obecnie
ćwiczę kilka razy w tygodniu, często codziennie, po 10-20 minut (rowerek +
różne zestawy ćwiczeń). Z czasem chcę wprowadzić więcej.
Efekty są
proporcjonalne do tego ile robię - nie mam z tym problemu, bo jest to plan
dostosowany do mojej obecnej sytuacji, który nie wprowadza w moim życiu
napięcia. Minuta ćwiczeń codziennie brzmi śmiesznie tylko na początku, ale w
momencie kiedy prowadzi powoli coraz dalej, nie wydaje się już czymś bez
znaczenia.
Metoda małych kroków
działa i można odnieść ją do każdego innego celu/nawyku. Ćwiczenia zamień na
cokolwiek innego z czym sobie nie radzisz. Może warto odpuścić w tym wypadku
plan idealny i zrobić najmniejszy krok, który pociągnie za sobą kolejne?
A Tobie, co sprawia
największą trudność? Myślisz, że metoda małych kroków mogłaby Ci pomóc w końcu
osiągnąć Twój cel?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy